Assassin's Creed Wiki
Advertisement
Assassin's Creed Wiki

Podróż do Nowego Świata – wirtualna prezentacja wspomnień genetycznych Haythama Kenwaya z 1754 roku, odtworzona przez jego potomka – Desmonda Milesa w 2012 roku przy pomocy Animusa 3.0.

Opis[]

Haytham Kenway zaokrętował się na Providence, która zabrała go z Londynu do Bostonu.

Przebieg[]

Haytham pracował w swojej kajucie nad amuletem, który zabrał Miko.

  • Haytham: Świeże powietrze może mi dobrze zrobić...

Haytham poszedł na górny pokład, gdzie napotkał grupę marynarzy.

  • Louis: ...i wszystko będzie dobrze.
  • Hektor: Jesteś tego pewien?
  • Louis: Oczywiście! Czy kiedykolwiek cię wystawiłem?
  • Hektor: Nie... Ale tamtym to nie przypasuje.
  • Louis: Miej wiarę, przyjacielu. Zobaczysz.
  • Hektor: Proszę, proszę. Wygląda na to, że nasz czcigodny gość zaszczycił nas swoją obecnością! Powinieneś raczej wrócić do swojej kajuty. Górny pokład to nie jest miejsce dla mięczaków.
  • Haytham: Tak właśnie sądziłem. A jednak tu jesteś.
  • Hektor: Uważasz się za żartownisia, co? Zobaczmy, jak teraz będziesz się śmiał.
  • Louis: Wystarczy, Graves!
  • Hektor: Nie mieszaj się do tego!

Haytham i Graves zaczęli walkę na pięści, którą Haytham wygrał.

  • Quill: Posłuchaj tego, Hektor – wydaje mu się, że może tu tak po prostu wejść i ogłosić się królem całej tej łajby.
  • Louis: Proszę, ludzie – odwołajcie to. Jeśli kapitan nas zobaczy–
  • Quill: –Do diaska z kapitanem! I do diaska z tobą, Mills! Po czyjej stronie ty w ogóle stoisz?

Haytham i Quill stoczyli walkę, którą znów wygrał Hatham.

  • Hektor: Jestem gotów do powtórki, jeśli masz ochotę.
  • Haytham: To niezbyt mądre.
  • Hektor: A co? Myślisz, że się ciebie boję?
  • Haytham: Nie. Ale powinieneś.

Haytham powalił Gravesa na ziemię.

  • Haytham: Czy się poddajesz?
  • Hektor: Nigdy!

Graves wyciągnął nóż.

  • Hektor: I jak teraz widzisz swoje szanse?

Haytham rozbroił Gravesa. Pojawił się kapitan.

  • Samuel: Co to wszystko ma znaczyć?
  • Haytham: Kapitanie.
  • Samuel: Panie Kenway, proszę się natychmiast wytłumaczyć!
  • Haytham: Ci parsz–
  • Louis: Po prostu zabijaliśmy czas odrobiną sportowej rywalizacji, kapitanie.
  • Samuel: A co powiesz, u diaska, na zabijanie czasu przeklętą pracą?! Nie wiedziałem, że płacę wam za zabawę! Można na słówko, panie Kenway?

Haytham podążył za kapitanem, ale zatrzymał się.

  • Haytham: Ach. Prawie zapomniałem.

Haytham odwrócił się i cisnął nóż pomiędzy nogi Gravesa.

  • Haytham: Oto pański nóż.

Haytham poszedł z kapitanem do jego kajuty.

  • Samuel: Pańska osoba mnie w ogóle nie obchodzi, panie Kenway. Od momentu pana przybycia na pokład mam tylko kłopoty.
  • Haytham: Pańskie kłopoty nie mają nic wspólnego ze mną.
  • Samuel: Słucham?
  • Haytham: Jest pan kiepskim dowódcą, nazbyt okrutnym i kłótliwym. To jasne, że załoga pana nie szanuje.
  • Samuel: Słuchaj pan, nie chcę się kłócić. W rzeczy samej, raczej potrzebuję pewnej przysługi...
  • Haytham: Och? A to dobre...
  • Samuel: Podejrzewam, że część moich ludzi ma zamiar wzniecić bunt.
  • Haytham: Doprawdy, cóż za niespodzianka.
  • Samuel: Nie mogę zaufać żadnemu z nich, muszę zatem zwrócić się do pana.
  • Haytham: A czemu miałbym panu pomóc?
  • Samuel: Bo jeśli faktycznie mają zamiar mnie zdradzić, jestem jedyną pańską nadzieją na dotarcie żywcem do wybrzeży Ameryki. Cóż? I jak będzie?
  • Haytham: Jeśli mówi pan prawdę, jakiż mam inny wybór?
  • Samuel: Dzięku–
  • Haytham: Ale wyjaśnijmy sobie – jeśli ośmieli się pan ponownie mnie zastraszyć lub będzie próbował obrazić, nie zawaham się przed własnoręcznym oderżnięciem panu głowy. Czy się rozumiemy? Wybornie! Miłego dnia.

Kilka dni minęło spokojnie. Dwudziestego ósmego dnia podróży kapitan przyszedł do Haythama.

  • Samuel: Panie Kenway.
  • Haytham: Kapitanie.
  • Samuel: Cokolwiek knują, wydaje mi się, że zaraz nastąpi kulminacja ich spisku.
  • Haytham: Zatem będzie lepiej, jeśli zabiorę się do pracy.

Haytham zaczął rozmawiać z członkami załogi.

  • Hektor: Znowu szukasz guza, o to chodzi? Odejdź.

Haytham kontynuował.

  • Louis: Niezłą lekcję odebrali od pana Graves i Quill.
  • Haytham: Nie miałem wyboru.
  • Louis: Ta. Hultaje, jeden z drugim. Gdzie się podziały moje maniery... Louis Mills. Miło mi pana poznać.
  • Haytham: Haytham Kenway. A więc powinienem mieć oczy dookoła głowy?
  • Louis: Myślę, że chłopcy dostali bolesną nauczkę. Zwykle nie są tacy nieprzyjemni. Tylko tych ostatnich kilka rejsów było trochę... burzliwych.
  • Haytham: Och?
  • Louis: Kapitan próbuje ograniczać koszty. Zmniejszone racje, niższe płace, bardziej niebezpieczny ładunek... załoga jest na krawędzi.
  • Haytham: A więc jest jakiś powód do zmartwień?
  • Louis: Jeśli coś na to poradzę, to nie. Ale kapitan musi przemyśleć sobie, w jaki sposób traktuje swoich ludzi...

Haytham podszedł do szeregowego marynarza.

  • Haytham: Ty tam. Mam do ciebie kilka pytań.
  • Marynarz: To wybornie. Ale nie mam czasu na plotki. I chyba nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Chcesz pan wieści? Spróbuj pan u kucharza – albo doktora – wszyscy przychodzą do nich pogadać.

Haytham poszedł do kucharza.

  • Kucharz: Jedzenie podam za dwie godziny. W beczce są suchary, jeśli jest pan wystarczająco zdesperowany.
  • Haytham: Właściwie to przyszedłem z pewnym pytaniem.
  • Kucharz: Jakimże to?
  • Haytham: Czy jacyś marynarze nie zachowywali się ostatnio dziwnie? Mówili coś, co wydało się panu nietypowe?
  • Kucharz: Chłopcy narzekają na racje żywnościowe, zupełnie jakbym mógł coś na to poradzić. Ale poza tym niewiele więcej słyszałem. Moja rada? Proszę znaleźć Jamesa. On zawsze wie, co się dzieje.
  • Haytham: A gdzie mógłbym go znaleźć?
  • Kucharz: W zasadzie to tuż za panem. To on siedzi na beczce.

Haytham mógł także pogadać z doktorem.

  • Haytham: Jedno słowo, doktorze, jeśli ma pan chwilę.
  • Doktor: Jest pan chory?
  • Haytham: Nic z tych rzeczy. Zastanawiałem się, czy będąc na pokładzie, słyszał pan o jakichś kłopotach.
  • Doktor: Jakiego rodzaju kłopotach?
  • Haytham: Niecodzienne narzekania lub skargi? Pretensje wobec kapitana lub pasażerów?
  • Doktor: Mówi pan jak James. Ja zaś już mu mówiłem, że byłem zbyt zajęty moimi badaniami, żeby zauważyć cokolwiek z nimi nie związanego.
  • Haytham: A gdzie mógłbym znaleźć Jamesa?
  • Doktor: Najlepiej poszukać w kambuzie. A teraz, jeśli mi pan wybaczy?

Haytham udał się na rozmowę z Jamesem.

  • Haytham: Ty jesteś James?
  • James: Tak.
  • Haytham: Haytham Kenway. Miło mi cię poznać.
  • James: Wiem, kim pan jest.
  • Haytham: Miałem nadzieję, że odpowiesz mi na kilka pytań.
  • James: Chyba mógłbym... ale nie tutaj. Proszę za mną.

James i Haytham weszli na górny pokład.

  • James: Co pan chce wiedzieć w takim razie?
  • Haytham: Powiedz mi, widziałeś lub słyszałeś coś nietypowego od chwili wyjścia z portu? Cokolwiek, co zwróciłoby twoją uwagę?
  • James: Niektórzy z marynarzy zbierają się nocą na górnym pokładzie. Słyszałem tylko strzępki ich rozmów – nie mogę więc dokładnie powiedzieć, czego się tyczą. Ale nie wróży to dobrze...
  • Haytham: Czy planują bunt?
  • James: Wszystko, co wiem, to iż nie pałają miłością do kapitana. Mills próbował ich uspokoić, ale co może uczynić jeden człowiek...
  • Haytham: Dziękuję za informacje.
  • James: Mam tylko nadzieję, że dotrzemy do kolonii żywi.

Haytham potem zagadał do sternika.

  • Sternik: Dobry wieczór, sir.
  • Haytham: Co słychać?
  • Sternik: Cisza i spokój – tak właśnie lubię. Co pana sprowadza na górny pokład?
  • Haytham: Pomyślałem, że trochę pospaceruję. Rozprostuję nogi. To wszystko.
  • Sternik: Proszę uważać, gdzie pan stąpa. W ciemności na pokładzie kryją się najróżniejsze niebezpieczeństwa...

Haytham usłyszał donośny plusk.

  • Haytham: Cóż to było?! Ktoś wyrzuca ładunek za burtę... Ale czemu?

Haytham zszedł na dolny pokład, badając beczki.

  • Haytham: Ciekawe. Hmmm... bardzo ciekawe.

Po kilku dniach do Haythama przyszedł kapitan.

  • Samuel: Jakieś wieści?
  • Haytham: Każdej nocy jest to samo. Przeczesuję jedną sekcję – a oni wyrzucają pomalowane beczki z innego miejsca. Potrzebuję dodatkowej pary oczu. Może Jamesa lub Millsa...
  • Samuel: Czemu to robią?
  • Haytham: Z tego, co rozumiem, beczki służą jako znaczniki. Obawiam się, że jest jedynie kwestią czasu, aż ci, którzy nim podążają–
  • Marynarz: Statek na rufie! Przygotowuje się do otwarcia ognia!
  • Samuel: Szybko, ludzie, na stanowiska! Przygotować! Trzymać się! Wszyscy padnij! Strzał ostrzegawczy. Wygląda na to, że nie chcą nas zatopić, a przejąć statek. Do dział! Przygotować się do walki!

Samuel odwrócił się do Haythama.

  • Samuel: Ma pan zejść pod pokład!
  • Haytham: Czemu? Pomogę panu w obronie statku.
  • Samuel: Umie pan zrefować żagiel? Załadować armatę? Toczyć walkę na morzu? Tak właśnie myślałem. A teraz proszę wracać do swojej kajuty – czy może mam pana odprowadzić pod eskortą?

Haytham zszedł na dolny pokład, gdzie spotkał Millsa.

  • Samuel: Zabezpieczyć właz!
  • Louis: Haytham.
  • Haytham: Był pan na pokładzie? Pojawił się statek i ma zamiar przeprowadzić abordaż. Ale to dziwne... Nie ma najmniejszych oznak buntu na pokładzie... To nie ma sensu.
  • Louis: Ach, ależ ma.
  • Haytham: Co ma pan na myśli?
  • Louis: Myśli pan, że mógłby pan uciec tak łatwo z Londynu po tym, co pan zrobił w operze? Że nie zauważymy? Że nie ruszymy pańskim tropem?
  • Haytham: Ach... A więc O TO w tym wszystkim chodzi...
  • Louis: Poddaj się pan, a ja zadbam o to, by potraktowano pana honorowo.
  • Haytham: Jeśli chce mnie pan potraktować honorowo, proszę dać mi miecz.
  • Louis: Na pewno chce pan to rozegrać w ten sposób?

Mężczyźni stoczyli walkę, którą wygrał Haytham, zabijając Millsa. Templariusz wrócił do Smythe'a.

  • Samuel: Mówiłem panu, żeby został pan pod pokładem!
  • Haytham: Zrobiłem o co pan prosił, tylko czekał na mnie Mills. To on przywiódł statek w to miejsce. Na pokładzie nie było buntu – tylko on.
  • Samuel: Czego oni chcą?
  • Haytham: Mnie.
  • Samuel: A więc mogą sobie pana wziąć!
  • Haytham: Czyżby?
  • Samuel: I tak nas złapią... Nic się nie da zrobić.
  • Haytham: Przychodzi mi coś do głowy...
  • Samuel: Chcesz pan, byśmy płynęli w sam środek sztormu?
  • Haytham: To nasza jedyna szansa.
  • Samuel: Nie zrobię tego.
  • Haytham: A więc ja to zrobię.
  • Samuel: Dobrze już, dobrze...

Samuel poprowadził Providence w środek sztormu.

  • Samuel: Musimy przywiązać te liny! Mówiłem panu, że to szaleństwo!
  • Haytham: Niech pan się uspokoi. Zajmę się tym ożaglowaniem.

Haytham poszedł i zabezpieczył liny.

  • Samuel: Musimy płynąć szybciej! Poluzować żagle! Haytham – pan zajmie się przednim masztem. James – na główny maszt!
  • James: Tak jest!

Błyskawica zniszczyła maszt, pozostawiając wiszącego Jamesa. Haytham go uratował.

  • James: Pomocy! Błagam! Szybciej! Długo się już nie utrzymam! Dziękuję! Dziękuję!

Haytham zobaczył, jak ścigający ich statek, Aquila, ulega zniszczeniu. Po wszystkim wrócił do swojej kajuty.

  • Samuel: Panowie, przygotować się do cumowania!
  • Haytham: Cumowania? Nie widzę lądu... tylko tę nieprzeniknioną mgłę.
  • Samuel: Mewy mówią nam wszystko, co musimy wiedzieć. Proszę się wdrapać na bocianie gniazdo i przekonać na własne oczy.

Haytham wdrapał się na gniazdo i zobaczył Boston.

Konkluzja[]

Haytham udaremnił spisek nastający na jego życie oraz dotarł do Bostonu.

100% synchronizacji[]

Żeby osiągnąć stuprocentową synchronizację z Haythamem, należy:

  • stracić mniej niż 10% zdrowia w walce z Millsem;
  • uratować Jamesa w mniej niż czterdzieści sekund;
  • spełnić wszystkie ograniczenia w trakcie jednej rozgrywki.
Advertisement